28 marca 2024

Zwyczaje popielcowe

Pierwszy dzień Wielkiego Postu, to uroczystość przede wszystkim religijna.


Podniosły, smutny nastrój udziela się każdemu. Wszyscy idą do kościoła, klękają przed ołtarzem, aby kapłan posypał ich głowy popiołem. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”.
Te słowa wypowiada kapłan nad każdym, któremu szczypta spopielonej palmy, poświęconej w ubiegłoroczną Palmową Niedzielę, osiada szarą plamą na włosach. Najwspanialsza demokracja: symbol pokuty – szary proch przyjmują na stopniach ołtarz królowie, książęta, panowie i żebracy, bezdomni i trędowaci, geniusze i zwykli, przeciętni obywatele. Wobec Boga i śmierci wszyscy są równi.

Dawniej księża odwiedzali w tym dniu domy i posypywali popiołem głowy tych, co nie mogli dojść do kościoła.

W tradycji ludowej Popielec bardziej przypominał czas karnawału niż Wielkiego Postu. I po wsiach i w miastach przypinano strojnisiom wchodzącym do kościoła skorupki jaj, kurze łapki, indycze szyje i inne paskudztwa. Wychodzących zaś z kościoła szczodrze obsypywano popiołem z garnków, worków i wiader. Po drogach turkotały wozy wiozące słomiane kukły śmierci lub marzanny, które potem palono lub topiono w miejscach odludnych.

W karczmach wiejskich zbierały się gospodynie i tańczyły „na urodzaj”. Powszechnie wierzono, że konopie czy len będą tak wysokie, jak taneczne podskoki. W niektórych regionach był też zwyczaj wywożenia grajka na taczkach z karczmy poza wieś, co miało symbolizować koniec zapustnej wesołości.

Nieraz dopiero pod wieczór przypominano sobie o powadze dnia. Gospodynie stawiały na stołach garnki z żurem, a spóźnieni dowcipnisie przywiązywali do kija śledzia i mieszek z popiołem, by tym przyrządem do reszty przepłoszyć karnawałowe zbytki.

[na zdjęciu: „Popielec” Juliana Fałata]