25 kwietnia 2024

Święty Maksymilian

Wizerunek męczennika Auschwitz jest w naszej katedrze. Widać na nim dwie korony. Co oznaczają?

82 lata temu w bunkrze głodowym KL Auschwitz męczeńską śmierć poniósł św. Maksymilian Maria Kolbe – założyciel Niepokalanowa, wielki czciciel Maryi. Podczas kanonizacji o. Kolbego Jan Paweł II powiedział, że „nie umarł, ale oddał życie za brata”. Jego śmierć była wynikiem heroicznej decyzji. Po ucieczce jednego z więźniów, w odwecie wybrano dziesięciu innych, przypadkowych więźniów, którzy mieli zostań ukarani śmiercią przez zagłodzenie. Jeden z nich – Franciszek Gajowniczek – zaczął głośno łkać, że żal mu żony i synów, których osieroci. Poruszony jego rozpaczą ojciec Maksymilian wystąpił z szeregu, prosząc by mógł go zastąpić. Kierownik obozy zgodził się na zamianę. Dzięki temu Gajowniczek szczęśliwie przeżył obóz i wojnę.

A oto zeznanie Bruno Borgowca (nr obozowy 1192) o ostatnim etapie męczeństwa o. Maksymiliana:

Do jednej z ostatnich cel w lipcu 1941 r. po odbytym apelu wieczornym przyprowadzono 10-ciu więźniów z bloku 14-go… Wszystkich nowo przybyłych wprowadzono do jednej celi… Od tego dnia nieszczęśliwi nie otrzymywali już żadnej strawy. Co dzień SS-mani, pełniący służbę na bloku 13, przeglądając cele kazali trupy zmarłych w ciągu nocy wynieść. Przy wizytach takich byłem zawsze obecny, gdyż musiałem spisywać numery zmarłych, względnie tłumaczyć ewentualne rozmowy lub prośby skazańców z języka polskiego na niemiecki.Gorące modlitwy i pieśni do Matki Najświętszej nieszczęśliwych, rozlegały się po wszystkich gankach bunkra.
Miałem wrażenie, że jestem w kościele.Przepowiadał ojciec Maksymilian Kolbe, a następnie chórem odpowiadali więźniowie…Z celi, w której znajdowali się ci biedacy, słyszano codzienne głośne odprawianie modlitw, różańca świętego i śpiew, do których się też więźniowie z sąsiednich cel przyłączali. W chwili nieobecności SS-manów na bloku, poszedłem do bunkra, aby porozmawiać i pocieszyć kolegów. Gorące modlitwy i pieśni do Matki Najświętszej nieszczęśliwych, rozlegały się po wszystkich gankach bunkra. Miałem wrażenie, że jestem w kościele. Przepowiadał O. M. Kolbe, a następnie chórem odpowiadali więźniowie…
O. M. Kolbe trzymał się dzielnie, nie prosił i nie narzekał, dodawał otuchy innym, wmawiał współwięźniom, iż uciekinier się jeszcze odnajdzie i zostaną wypuszczeni. (…) W międzyczasie zmarł jeden po drugim, aż po trzech tygodniach pozostało tylko jeszcze czterech, wśród nich także O. M. Kolbe.
Wydawało się to władzy za długo, cela była potrzebna dla nowych ofiar, toteż pewnego dnia przyprowadzili kierownika izby chorych, Niemca, przestępcę kryminalnego nazwiskiem Bock, który każdemu po kolei dawał zastrzyki kwasu karbolowego w żyły lewej ręki. O. M. Kolbe z modlitwą na ustach podał sam ramię katu.
Gdy miałem ciało Ojca Kolbego z celi wynieść i drzwi otworzyłem podpadło mi, że Ojciec Kolbe siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało.

Wśród wizerunków świętych w naszej katedrze można znaleźć portret św. Maksymiliana Marii Kolbego. Widzimy go w ubranego w czarny habit franciszkanów konwentualnych – tych samych, którzy w naszej diecezji prowadzą parafie w Rychwałdzie i w Harmężach. Ojciec Kolbe przedstawiony jest na pasiastym tle, przywodzącym na myśl ubiór więźniów KL Auschwitz. Przy jego głowie widzimy także dwie korony – białą i czerwoną. To nawiązanie do wizji Kolbego, której doświadczył jako dziecko. Według zeznania jego matki – Marianny Kolbowej, spisanego już po wojnie, miała mu się ukazać Maryja Niepokalana, ukazująca chłopcu dwie korony: białą – oznaczającą czystość – oraz czerwoną, która jest symbolem męczeństwa. Zapytała go, którą z nich wybiera. Przyszły zakonnik i męczennik miał sięgnąć po obie, co z kolei wyznaczyło charakterystyczne rysy jego powołania: życia w zakonie i męczeńskiej śmierci.